Na okładce „Glamour Unicorn” mówisz, że równość jest wtedy, kiedy nie boisz się wyjść z domu w makijażu. Na ile w takim razie odczuwasz tę równość i brak strachu na co dzień?
W podstawówce i w gimnazjum byłem gnębiony – myślę, że jak większość osób społeczności LGBTQ+, a szczególnie chłopaków. To zapoczątkowało mój strach. Gdy widzę na ulicy większą grupę agresywnie wyglądających mężczyzn, to czasami wolę wybrać inną drogę, niż przejść obok nich. Generalnie nie boję się wychodzić z domu w makijażu, ale pamiętam, że gdy kilka razy chciałem iść na imprezę w mocnym make-upie, moja przyjaciółka bardzo mi to odradzała, tłumacząc, że się o mnie boi. Kędzierzyn Koźle to dość mała społeczność, więc istnieje uzasadniona obawa, że jeśli pójdę w makijażu do klubu czy na piwo, to mogę zostać źle potraktowany.
Przypomniała mi się teraz scena z serialu „Sex Education”, kiedy Eric idzie na szkolną imprezę w makijażu, kojarzysz?
Tak.
Jego widok nikogo nie szokował, a to też była dość zamknięta społeczność.
Zgadza się, ale kiedy już wracał z tej imprezy, został pobity przez grupę mężczyzn, której jego wygląd się nie spodobał. Dlatego niestety zawsze jest ryzyko, że trafisz na kogoś, komu nie przypadniesz do gustu i kto użyje siły, by to pokazać.
Ale sam fakt, że wyszedł z domu w makijażu i w butach na obcasach był przykładem wielkiej odwagi. Poza tym czuł się też bardzo pewny siebie w takim wydaniu. A wydaje mi się, że kiedy jesteśmy pewni siebie, czujemy się bardziej równi. Czy w twoim przypadku to właśnie makijaż zaczął dodawać ci tej pewności?
Muszę przyznać, że odkąd zacząłem się malować i udzielać się w sieci, wrzucając swoje zdjęcia na Instagram, nabrałem o wiele więcej pewności siebie. Co więcej, wtedy nawet osoby, które kiedyś mnie gnębiły, nagle zaczęły darzyć mnie respektem i chciały umówić się do mnie na makijaż. Ja od zawsze jestem otwarty, bardzo towarzyski, więc umiałem nawiązać relację nawet z tymi nieprzychylnymi mi ludźmi. Zatem: tak, jestem osobą pewną siebie, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje z innymi. Aczkolwiek muszę przyznać, że w kwestii odkrywania swojej orientacji seksualnej, a należę do społeczności LGBTQ+, z pewnością w stosunku do siebie było mi o wiele trudniej.
Co to znaczy?
Na początku to był szok. Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Wstając rano, często czułem się bardzo źle, bo wiedziałem, że panuje przekonanie, że homoseksualizm to coś złego. Kiedy zacząłem eksperymenty z makijażem, poczułem, że make-up to jest coś, co daje mi radość. Coś, w czym mogę się rozwijać i wyrażać siebie. Usiąść, odizolować się od całego świata i po prostu tworzyć. A potem zauważyłem, że to, co robię, wychodzi mi coraz lepiej i jestem też doceniany przez innych.
Kiedy właściwie zaczęła się twoja przygoda z makijażem?
Mniej więcej trzy lata temu. Wtedy zacząłem się malować i zaczęło mi to wychodzić. Oczywiście teraz mam o wiele większe umiejętności, ale wówczas zrobienie dobrej kreski na oku było dla mnie naprawdę sporym osiągnięciem. Szybko zrozumiałem, że to jest coś, co kocham. A kiedy widzi się pozytywny odzew innych, dowody na to, że ktoś to docenia, bo w komentarzach czytasz: „Wow, świetna robota!”, to dodaje jeszcze większej pewności.
Jak na twoją pasję zareagowali bliscy, znajomi, rodzina?
Mam przyjaciółkę Annę, która wspiera mnie od samego początku. Tak naprawdę to ona pokazała mi makijaż. Pamiętam, jak kiedyś chcieliśmy pójść na sesję inspirowaną „Zmierzchem” (śmiech) i Ania zrobiła mi makijaż na Edwarda, co polegało na tym, że miałem bardzo jasny podkład i wielkie czarne kreski zamiast brwi. Oczywiście z perspektywy czasu tamten makijaż wydaje mi się koszmarny, ale wtedy poczułem się dzięki niemu inaczej, pewniej, po prostu fajnie. Od tamtego momentu sam zacząłem eksperymentować z kosmetykami. Ćwiczyłem na produktach mojej przyjaciółki i kupionym w osiedlowym sklepie koszmarnym fioletowym cieniu do powiek mojej mamy. Nie miałem pomadki, więc żeby pomalować usta, łączyłam ten cień z kremem Nivea. To także Anna namówiła mnie do opublikowania mojego pierwszego posta na Instagramie.
Michał Gorywoda w makijażu swojego autorstwa (fot. archiwum prywatne)
A rodzice?
Mama i siostra na początku kompletnie nie były przekonane do tego, co robię. Ale też nigdy wcześniej nie widziały, żeby facet się malował. Mieszkając w małym mieście, po prostu nie miały okazji usłyszeć o tym od kogokolwiek i przekonać się, że to coś normalnego. Więc nie dziwię im się i nie obwiniam ich za to, że na początku nie czułem ich wsparcia. Kiedy zacząłem odnosić pierwsze sukcesy, chyba zdały sobie sprawę z tego, że to coś więcej niż wygłupy z makijażem czy jakiś młodzieńczy epizod.
A jak było i jest z równością w twoim domu? To wartość, którą od najmłodszych lat wpajali ci rodzice, czy uczyłeś się jej sam, obserwując otaczającą cię rzeczywistość także poza domem?
W domu raczej nigdy o tym nie rozmawialiśmy. O osobach homoseksualnych dowiedziałem się z internetu. Odkryłem, kim jestem, dzięki mojej przyjaciółce Ani, bo sam przed sobą bałem się przyznać, że jestem gejem. Zawdzięczam jej naprawdę bardzo dużo. To ona pozwoliła mi rozwinąć skrzydła – i w makijażu, i w odkrywaniu siebie. Natomiast w domu na ten temat padały zazwyczaj jakieś „śmieszne żarciki”. Wydaje mi się, że mój dziadek jest rasistą, mój ojczym też. Ostatnio na przykład, rozmawiając o ruchu Black Lives Matters, nie doszliśmy do porozumienia. To było bardzo przykre, ale cóż, każdy ma swój rozum. Mogę próbować coś komuś wytłumaczyć, ale ta osoba i tak w końcu sama decyduje, jaki będzie miała stosunek do pewnych spraw.
Rozumiem, że twoi bliscy wiedzą, że jesteś osobą nieheteronormatywną?
Wiedzą moja mama i siostra. Reszta rodziny może się domyślać. Ludzie heteroseksualni nie przychodzą do mamy i nie mówią jej: „Mamo, jestem hetero”. Dlaczego więc ja mam wszystkim spowiadać się z tego, że jestem gejem, skoro dla mnie to normalne? Oczywiście, jeżeli ktoś z moich bliskich będzie chciał o to zapytać, to mu odpowiem. Nie mam z tym żadnego problemu.
Czy w takim razie uważasz, że czasami oficjalny coming out jest niepotrzebny, a proces ujawniania swojej orientacji seksualnej powinien przebiegać bardziej naturalnie?
Potrafię zrozumieć, że niektórzy potrzebują oficjalnych coming outów. Zresztą sam miałem coming out przed swoją mamą i zbierałem się do tego bardzo długo. Ale po tym stwierdziłem, że kolejnych coming outów już nie będzie, bo to nie ma sensu. Tak jak już powiedziałem, skoro ja akceptuję siebie takiego, jakim jestem, i uważam, że bycie homoseksualistą jest czymś normalnym, nie zamierzam się z tym obnosić przed innymi.
W tym wydaniu „Glamour Unicorn” Joanna Winiarska, szefowa działu urody „GLAMOUR” napisała świetny tekst „Mój nude jest lepszy niż twój? Czyli jak branża beauty radzi sobie z równością”. Podaje tam kilka przykładów tego, że akurat w świecie beauty jest miejsce dla wszystkich – ot choćby tęczowe kolekcje, jakie w tym roku wypuściła m.in. marka NYX Professional Makeup. Odczuwasz to na własnej skórze?
Tak. Dzięki Instagramowi poczułem, że świat beauty to zdecydowanie moja społeczność. Czuję się w niej akceptowany. Oczywiście, spotkałem się z negatywnymi komentarzami na temat mojego makijażu albo po mojej wizycie w programie „Dzień Dobry TVN”, ale się tym nie przejmuję. Generalnie uważam, że jeżeli drugi człowiek robi coś, co nie jest dla nas wygodne i nam się nie podoba, ale nie robi tym nikomu krzywdy, to dlaczego mielibyśmy decydować, czy ta osoba może to robić, czy nie? Każdy jest inny, każdy lubi coś innego. Ja lubię się malować.
Po reakcjach na okładkę „Glamour Unicorn” m.in. z twoim udziałem zauważyłam, że na Instagramie masz chyba bardzo oddane, zaangażowane grono odbiorców.
Bardzo. I bardzo dobrze się wśród nich czuję. Wiem, że mam obserwatorów, którzy mnie na co dzień wspierają i cieszą się z moich sukcesów. Kiedy wrzuciłem na swoje Instagram Stories okładkę „Glamour Unicorn”, dostałem mnóstwo komentarzy od moich obserwatorów. Pisali w nich, że się cieszą, że nie chodziło tylko o pokazanie mojej pomalowanej twarzy, ale o coś więcej. Że wykorzystuję swój profil i zasięgi do tego, żeby walczyć o prawa człowieka.
Jak zamierzasz to wykorzystywać w przyszłości? Czy już teraz wiesz, że makijaż to jest to, czym na pewno chcesz się zajmować w życiu?
Szczerze mówiąc, na razie nie mam pojęcia, w którą stronę chciałbym pójść. Jest tyle możliwości związanych z makijażem… Na razie jestem na Instagramie i będę nadal rozwijać swój profil. Poza tym aktualnie studiuję kulturoznawstwo, choć przyznaję, że traktuję to trochę jak przystanek, by zobaczyć, co dalej wydarzy się w moim życiu.
Myślałeś o YouTube’ie?
Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do prowadzenia kanału na YouTube’ie. Wydaje mi się, że nie. Mam jednak mnóstwo pomysłów i czasami gdy widzę, co inni robią na YouTube’ie, to czuję, że chciałbym dodać coś od siebie. Ale jak wspomniałem, moją główną platformą jest teraz Instagram, a co będzie dalej, zobaczymy. Makijażu na pewno sobie nie odpuszczę. To jest już coś tak głęboko zakorzenionego we mnie, że nie wyobrażam sobie mojego życia bez tego.