Jasne, w internecie można znaleźć mnóstwo informacji o życiu seksualnym różnych narodowości. Tylko co wynika z tego, że niby Grecy najczęściej uprawiają seks analny, Australijczycy mają najwięcej doświadczeń homoseksualnych, a Hindusi przeważnie deklarują, że ich seks jest boski? Albo czy prawdą jest, że Brytyjczycy, Amerykanie i Australijczycy zużywają najwięcej lubrykantu na świecie, a Kanadyjczycy mają fioła na punkcie zabawek erotycznych? Teoretycznie wśród narodów deklarujących największą przyjemność z seksu są: Nigeryjczycy, Meksykanie i Hindusi (ci ostatni traktują jednak współżycie jak przeżycie duchowe, nie używają gadżetów, stronią od seksu grupowego i kontaktów z partnerami tej samej płci). Czyli jednak kultura i religia wysuwają się na prowadzenie?

Teoretycznie wszędzie robimy TO tak samo

Bo też zasób pozycji i czynności seksualnych nie jest nieskończony. To kultura narzuca nam inny sposób myślenia o tym, co właśnie zrobiliśmy w łóżku. Weźmy choćby seks jednorazowy, spontaniczny. Dla jednych będzie doświadczeniem zabawnym i pozbawionym złych konotacji, nawet jeśli do zbliżenia doszło z dopiero co poznaną sympatyczną osobą (tak mogłoby być np. u Czechów lub Holendrów), a dla innych będzie to incydent obarczony poczuciem winy i koniecznością pójścia do spowiedzi (pozwólcie, że nie będę wskazywać kraju). O tym, jak się kochamy, nie decyduje szerokość geograficzna, tylko system zasad i przekonań, którymi nasiąkamy przez pierwsze kilkanaście lat życia w rodzinie i innych grupach społecznych. Właśnie dlatego osoby wychowane w tym samym kraju, ale w dwóch skrajnie różnych środowiskach mogą do seksu podchodzić zupełnie inaczej. Dla niektórych seks oralny i analny będzie nieprzyzwoity, bo wychowali się w przekonaniu, że wszystko, co od pasa w dół, jest niepokojące i nieczyste. Dla innych – dzieci hipisów, którzy chodzili przy najmłodszych nago i nie krępowali się mówić w ich obecności o bzykanku – taka aktywność będzie naturalnym źródłem potencjalnej przyjemności. Nie możemy więc powiedzieć, że Polacy kochają się tak a tak, Francuzi są w tym lepsi, a Hiszpanie wręcz doskonali. To zależy od tego, z kim wylądujemy w łóżku. Może więc zamiast mielić przebrzmiałe slogany na temat jurności południowców i seksualnej inteligencji Żydów, spróbujmy zerknąć, jak to wygląda tuż za naszymi granicami. 

Na południe – po seks bez zobowiązań

Czesi słyną z naturalnego i bezproblemowego stosunku do seksu. Zapewne dlatego, że w ich zlaicyzowanym do bólu państwie zupełnie inaczej postrzega się kategorie wstydu, winy itd. Czesi i Czeszki są totalnie autentyczni i pozbawieni kompleksów na tym polu. Uważają, że do dobrego seksu nie potrzeba wielu gadżetów i scenariuszy, wystarczą szczera sympatia i ochota na zabawę. Nie oceniają i wychodzą z założenia, że wszystko, co nie krzywdzi innych, jest dla ludzi. Może dlatego Praga jest światową stolicą produkcji porno, a orgietki i seksimprezy odbywają się tam w klubach, jawnie. Na jednej z nich zauważono nawet kiedyś córkę czeskiego premiera. I co? I nic. Sprawa nie była przesadnie komentowana. O dystansie do tych spraw świadczy też to, że od 2015 r. w Czechach funkcjonuje zawód asystentki seksualnej (pomagającej osobom z niepełnosprawnością zaspokoić potrzeby związane z rozładowaniem napięcia erotycznego). Najwyraźniej działa tam podejście „seks zamiast kazań, piwo zamiast polityki”. 

Edukacja seksualna u naszych południowych sąsiadów jest obowiązkowa od 2004 r. w podstawówkach oraz szkołach średnich i została zintegrowana z innymi przedmiotami. To, jak wygląda w praktyce, zależy do szkół i nauczycieli, rodzice nie uczestniczą w edukacji, ale są informowani, jak będą wyglądać lekcje.

W łóżku(z opowieści koleżanek) Czesi są bardzo czuli i partnerscy. Zależy im, aby przyjemność nie była jednostronna. Nie spieszą się, nie mnożą problemów. Nie peszy ich fizjologia. Biorą odpowiedzialność za umowy i reagują na „nie”.

Na północ – po wyskoki bez wyrzutów sumienia

Skandynawowie są prawdziwymi mistrzami w zdradach! Prawie połowa małżonków w krajach Północy nie jest wierna swojemu partnerowi (tak przynajmniej twierdzą naukowcy z brytyjskiej grupy medycznej Dr Felix, którzy przestudiowali wszystkie dostępne pozycje naukowe na temat życia seksualnego narodów świata). Skandynawowie przyznają się, i to chętnie, do jednorazowych relacji erotycznych (44 proc. pytanych mówi, że regularnie zdarza im się seks z miłą, przygodnie poznaną osobą w barze, hotelu, delegacji). Nie dziwi to, gdy myśli się o mentalności Skandynawów, którzy do seksu podchodzą podobne jak do sauny – traktują go jako element niezbędnej dla zdrowia higieny, którą trzeba utrzymywać, aby ciało i umysł funkcjonowały dobrze. Uznają, że współżycie nie zawsze ma związek z uczuciami i relacjami, po prostu ciało potrzebuje rozładownia napięcia.

Nie dziwi nas też specjalnie fakt, że Szwecja była pierwszym krajem, który wprowadził do szkół obowiązkową edukację seksualną. W ostatnich 10 latach Szwedzi zaobserwowali wzrost pozytywnych postaw wobec osób o innej orientacji seksualnej i tych, którzy identyfikują się jako osoby biseksualne i transpłciowe. Uczniowie zaczynają rozmawiać o seksie w wieku 12–13 lat. Z kolei w Finlandii obowiązkowa edukacja na ten temat jest zintegrowana z innymi przedmiotami nauczanymi w podstawówce (dla 7–12 latków są to studia o środowisku, a w szkole średniej część edukacji o zdrowiu).

Skandynawowie słyną z ogromnej tolerancji dla różnych potrzeb erotycznych i luźnego podejścia do związków poliamorycznych. W łóżku (ponoć) lubią komunikować się wprost i słuchają się nawzajem. Bez problemu opowiadają też o swoich potrzebach osobie, którą dopiero poznali. Może nie słyną z ognistości i inwencji, ale można im ufać. Nie oceniają i szanują nawzajem swoje ciała.

Na zachód – po metodyczną przyjemność

Nasi zachodni sąsiedzi, Niemcy, mają łatkę nudziarzy i porządnickich, jeśli chodzi o podejście do seksu. Tymczasem to wielcy romantycy! Mężczyźni deklarują, że najważniejszą rolę odgrywa zakochanie, wtedy seks jest super. Jednocześnie nie korzystają zbyt chętnie z seksu z internetu i bez skrępowania odwiedzają sexshopy. Niemcy cenią sobie stałe związki, ale mają zdrowe realistyczne podejście do zdrad. Znane niemieckie przysłowie, „einmal ist keinmal”, w bardzo luźnym tłumaczeniu oznacza mniej więcej: „jeden raz się nie liczy”. Podobnie jak u Holendrów, którzy twierdzą, że „w delegacji i 500 km od domu się nie liczy”. Chyba wiedzą, że zdrada (lub przygoda?) nie musi oznaczać końca związku i jest emocjonującą słabością. Niemcy coraz śmielej eksperymentują z trójkątami i wymiennym seksem w gronie znajomych. Lubią czuć się bezpiecznie – nie słyną ze spontaniczności. Z niedawno przeprowadzonych badań wynika, że w starszych grupach wiekowych (45+) jest sporo osób, które żyją niezgodnie ze swoimi preferencjami seksualnymi, np. wiele gejów pozostaje w związkach z kobietami i ma z nimi dzieci. To nie dziwi, gdy weźmie się pod uwagę ich surowe, protestanckie wychowanie. Dzisiaj młodzi Niemcy nie mają już kłopotu, aby określić swoje preferencje, co nie znaczy, że kurczowo się ich trzymają. „Eksperymentujący” – to jest chyba słowo, którym najchętniej się określają. Niektórzy przyznają też, że są w dużym stopniu skupieni na sobie, lubią masturbację, a stosunki partnerskie miewają np. raz na trzy miesiące.

Wychowanie seksualne w szkołach niemieckich rozpoczynają już 7-latki. Zaczyna się od książeczek i rozmów o tym, skąd biorą się dzieci, co daje pole do rozmów z rodzicami, którzy nierzadko nie widzą, jak się do tego zabrać. Lekcje wychowania seksualnego w Niemczech są obowiązkowe i mają już półwieczną tradycję. Wiele mówi się na nich o społeczności LGBT i małżeństwach dla wszystkich.

Osoby, które miały okazję wylądować w łóżku z Niemcami, mówią o nich: zabawni, z poczuciem humoru. Potrafią odpuścić, daleko im do macho, nie zawstydzają się, czasami są niezdecydowani i wolą, gdy partner/partnerka przejmuje inicjatywę.

Na wschód – po seks jako walutę  

Załóżmy, że nasz wschód to Rosja – kraj absolutnie zagadkowy i  nieco mroczny. Mało wiemy o jego obyczajowości, bo też niewiele wydostaje się na zewnątrz. Kiedyś (może krzywdząco) mówiło się, że Rosjanie lubią głośny, bezmyślny seks, a nawet gwałty. Że panuje tam seksizm. Ostatnio mówi się nawet o epidemii AIDS u… 60-latków. Emeryci zabawiają się na grupowych orgiach w ogródkach działkowych. O chorobie nie słyszeli! Co więcej, w Rosji nie ma też przepisów prawa, która zabraniałyby współżycia w miejscach publicznych, na ulicy, więc gdyby miało się chęć…

Młode Rosjanki widzą, że seks w ich kraju nadal jest walutą i wiele można za nią ugrać. Za wylewający się z bluzki biust mogą dostać lepszą pracę, za sypianie z szefem (i obnoszenie się z tym) – szacuneczek. Trochę smutne, ale co naprawdę czują i robią w łóżku, trudno się domyślić, bo nie mówią tym otwarcie.

Na temat edukacji seksualnej w Rosji nie można znaleźć żadnych rzetelnych informacji – jedynie takie, że większość społeczeństwa opowiada się za tym, by ją wprowadzono. Rosjanie uważają, że jest bardzo potrzebna. Tymczasem mówi się o tym, że istnieją prawne rozwiązania zakazujące „promowania” homoseksualizmu pod groźbą kary. Warto wspomnieć, że są one bardzo krytycznie oceniane przez różne organizacje międzynarodowe, np. Europejski Trybunał Praw Człowieka i Komitet Praw Dziecka przy ONZ.

Rosjanie w łóżku bywają porywczy i nie zawsze słuchają  komunikatów drugiej strony. Wychowani na typowych macho (nawet bardziej niż południowcy) bardzo przeżywają swoje niepowodzenia w sypialni. Potrafią być megaromantyczni w gestach i słowach, mają rozmach. W działaniu wybierają łóżkową klasykę, eksperymenty mocno ich niepokoją.  

No i na koniec my

My, Polacy, ze swoją seksualnością jesteśmy pod wpływem silnych prądów – laickiej bezproblemowości Czechów, chłodnego luzu Skandynawów, potrzeby bezpieczeństwa Niemców i zachowawczej dzikości Rosjan.

Nasza edukacja seksualna tez przechodzi przemianę. W dużej mierze zależy to od szkoły i nauczyciela, który tworzy autorski program. Rodzice muszą wyrazić zgodę, by dzieci uczestniczyły w zajęciach (jak się domyślacie, wielu tego nie robi). Ale ze smutkiem trzeba przyznać, że generalnie nadal nie jest to przedmiot nakierowany na ciekawość świata, człowieka i przyjemności, tylko edukacja abstynencyjna, skupiona głównie na podkreślaniu wartości małżeństwa (rozumianego jako związek heteroseksualny) i rodziny. 

Regularnie kocha się ponad 74 proc. dorosłych Polaków. Robią to jednak znacznie rzadziej niż dekadę temu (badacze mówią o 14 minutach w sobotę”). A co robimy podczas tych 14 minut w tygodniu? Na to odpowiedzcie sobie sami!